Od stycznia 1992 roku, z każdym tygodniem stosunki pomiędzy władzami w Kiszyniowie a separatystami w Tyraspolu stawały się coraz bardziej napięte. Doszło m.in. do kilku starć zbrojnych podczas których kilka osób zostało rannych, a także do przejęcia przez separatystów transportu broni oraz ich ataków na posterunki mołdawskiej policji. Sprawy zaczęły się gwałtownie pogarszać od 1 marca, kiedy przybyła do Naddniestrza z „postsowieckiej” Federacji Rosyjskiej grupa nacjonalistów-„kozaków” wraz z „gwardią republikańską” otoczyły posterunek mołdawskiej policji w Dubosarach i po odcięciu jego linii telefonicznej zażądały poddania się. Wobec odmowy, napastnicy zaatakowali i zajęli budynek zatrzymując 32 „stróżów prawa”. Wkrótce ogłoszono, że są oni „jeńcami wojennymi”, co stało się sygnałem do rozpoczęcia przez obie strony przygotowań wojennych. Jeszcze w marcu dwukrotnie doszło do ataków separatystów wzmocnionych „kozakami” na dwie miejscowości niedaleko Dubosarów których mieszkańcami byli głównie Mołdawianie. Miały tam miejsce starcia zbrojne napastników z mołdawską policją i miejscową „samoobroną” w których zginęło kilkadziesiąt osób. Walki spowodowały też exodus mieszkańców na zachodni brzeg Dniestru, który odbył się w dramatycznych okolicznościach bowiem separatyści zniszczyli wcześniej most w pobliżu jednej z zaatakowanych miejscowości.
Walki poskutkowały też politycznym zaangażowaniem się „postkomunistycznej” Rumunii, której władze zażądały od władz „Rosji” pilnego rozwiązania konfliktu. Separatystów poparło z kolei dowództwo XIV gwardyjskiej armii sowieckiej deklarując pomoc militarną i oświadczając, że w przypadku poważniejszych starć będzie interweniować nawet bez rozkazów z Kremla. Pod naciskiem Bukaresztu i Moskwy doszło do zawieszenia broni, a następnie do negocjacji w Kiszyniowie reprezentantów władz zainteresowanych „postkomunistycznych” krajów (także „postsowieckiej” Ukrainy). Nie udało się jednak zakończyć starć oddziałów rządowych „postsowieckiej” Mołdawii z separatystami-”internacjonalistami” z Naddniestrza i „kozakami”. 28 marca, „dekretem prezydenckim” Snegur ogłosił w „Republice Mołdowy” stan wyjątkowy. Dwa dni później, w jednej z wcześniej atakowanych wsi „internacjonaliści” zabili mołdawskiego policjanta i zranili pięciu innych. Była to iskra która rozpaliła wojnę.
1 kwietnia do Thiginy/Benderów wkroczyła jednostka policji mołdawskiej, usiłując rozbroić tamtejszych „gwardzistów”. Doszło do kolejnej strzelaniny, w wyniku której zginęło kilka osób, w tym nie biorące udziału w walkach. W rezultacie dalszych starć miasto zostało podzielone na dwie części. Tydzień później ponownie doszło do walk w Dubosarach. Po krótkim rozejmie, wojna rozgorzała na dobre po 30 kwietnia, kiedy to nacjonaliści mołdawsko-besarabscy z Naddniestrza zastrzelili dwóch „internacjonalistów”, w tym jednego z tamtejszych „deputowanych” Nikołaja Ostapenko. Była to tzw. „grupa Ilașcu”, nazwana tak za sprawą lidera mołdawskiego „frontu ludowego” z Tyraspola Ilie Ilașcu (w połowie lutego, na kolejnym kongresie FPM stał się „chrześcijańsko-demokratycznym frontem ludowym” – FPCD, a jego liderem został Druc) – niebawem głośnego więźnia „politycznego” skazanego przez „sąd” Naddniestrza na karę śmierci (w pięcioosobowej grupie był najprawdopodobniej agent-prowokator; jej uczestników zatrzymano 2 czerwca, a Ilașcu został uwolniony w 2001 roku w rezultacie presji międzynarodowej).
Zgodnie z zapowiedzią, stacjonująca w Naddniestrzu armia sowiecka w znacznej większości wzięła stronę separatystów-”internacjonalistów”, nie tylko zaopatrując ich w broń ale i pomagając im utworzyć „armię naddniestrzańską”, wyposażając ją w artylerię i czołgi oraz zasilając kadrą oficerską. W wyniku wielokrotnych starć zbrojnych do których doszło w maju zginęło blisko 400 osób. Brano też wzajemnie zakładników spośród miejscowej ludności, m.in. w rejonach Dubosarów i Grigoriopola. W czerwcu wojska mołdawskie uzyskały dodatkową broń i wsparcie ochotników z „postkomunistycznej” Rumunii.
Do kulminacyjnego starcia doszło w dniach 19-21 czerwca, po wysłaniu do Tighiny/Benderów dodatkowych jednostek ministerstwa spraw wewnętrznych oraz armii „postsowieckiej” Republiki Mołdowy. Gdy oddziały te wkroczyły na most na Dniestrze, w kierunku niedalekiego Tyraspola, przeciwko nim ruszyły oddziały „kozaków”, „gwardii republikańskiej” oraz „armii naddniestrzańskiej” do której przystąpiło już sporo żołnierzy sowieckich. Jako ostrzeżenie, na most wyjechały także czołgi XIV armii sowieckiej, wkrótce się wycofując. Po obu stronach użyto artylerii. Wojska mołdawskie próbowały zbombardować most z powietrza ale się to nie udało. Zbombardowały jednak wieś po drugiej stronie Dniestru, w której zginęło 26 „internacjonalistycznych” bojców. Ostatecznie miasto zostało niemal całkowicie zajęte przez oddziały Naddniestrza. W bitwie zginęło ponad 300 osób, a ponad 700 zostało rannych.
W kolejnych dniach doszło do prób zawarcia nowego rozejmu, lecz walki nie ustawały i w ciągu trzech dni poskutkowały śmiercią około 500 osób. Nie zabrakło rzecz jasna ofiar cywilnych, a na koniec miesiąca liczba uchodźców z Naddniestrza przekroczyła 100 tysięcy. Przełom nastąpił gdy 23 czerwca nowym dowódcą XIV gwardyjskiej armii sowieckiej został generał-major Aleksander Lebiedź – przyszły polityk „postsowieckiej” Federacji Rosyjskiej i konkurent Jelcyna w „wyborach prezydenckich” z czerwca 1996 roku. Póki co, z rozkazu Jelcyna miał zadanie zakończyć konflikt. Po przybyciu do Tyraspola i objęciu dowództwa, Lebiedź wydał rozkaz zaangażowania się weń całej armii. Jego przesłanie było proste i bezpośrednie: „gdy będzie trzeba, nasze czołgi pojadą do Bukaresztu”. 3 lipca artyleria armijna ostrzelała pozycje mołdawskie w lesie pod Tighiną/Benderami, co wystarczyło aby na tym odcinku frontu zapanował spokój. Zginęło wówczas 112 żołnierzy „postsowieckiej” Republiki Mołdowy. 8 lipca pod nadzorem Kremla zawarto porozumienie, którego stroną była także armia dowodzona przez Lebiedzia, mająca pełnić rolę „sił rozjemczych”. Dzień wcześniej władze FPCD oprotestowały zapowiedzianą umowę, ale nie miało to większego znaczenia.
21 lipca 1992 roku Snegur, Smirnow oraz Jelcyn podpisali w Moskwie „układ pokojowy”, który przewidywał m.in. stopniową demilitaryzację Naddniestrza, w tym wycofanie „sił rozjemczych” do „Rosji”. Po 30 latach, ich 1300-osobowa jednostka przemianowana na „siły pokojowe” nadal pozostaje w tej „resztówce” ZSRS, „pilnując” składu 20 tysięcy ton starej amunicji. Jeśli chodzi o Gagauzję, to na przełomie lat 1994/95, w zamian za zagwarantowaną wewnętrzną autonomię terytorialną i polityczną, jej zarządcy zgodzili się na pozostanie tego regionu w strukturze terytorialnej „postsowieckiej” Republiki Mołdowy (przeciwko autonomii Gagauzji ostro protestowali nacjonaliści z FPCD). Znany jest on obecnie pod nazwą Gagauz Yeri – Terytorium Autonomiczne Gagauzji. Jego mieszkańcy wciąż kultywują sowieckie „tradycje” m.in. pielęgnując pomniki Lenina i opowiadają się za silnymi związkami z „Rosją”, co czyni go doskonałym, dodatkowym elementem stałego nacisku „postsowieckich” władz w Moskwie na „postsowieckie” władze w Kiszyniowie.
„Pierwsze wolne wybory powszechne” po „upadku ZSRS” odbyły się w „postsowieckiej” Republice Mołdowy 27 lutego 1994 roku. Przy frekwencji 79,3%, największe poparcie uzyskali „byli” komuniści-„rolnicy” z PDA – ponad 43%. Drugi wynik uzyskali „socjaliści” wraz z pozostałymi w kraju strukturami „Jedności” – 22%, a opowiadający się za unią z „postkomunistyczną” Rumunią kontynuatorzy „frontu ludowego” uzyskali tylko nieco ponad 7,5% „głosów”. Wkrótce potem nowy „postsowiecki” parlament anulował „uchwałę” delegalizującą partię komunistyczną, co pozwoliło na jej ponowne zaistnienie na mołdawskiej „scenie politycznej”. Duże poparcie (w 2001 roku ponad 50%, a ostatnio, w lipcu 2021 roku, w bloku z „socjalistami” ponad 27% – największe na północy oraz na południu kraju) pozwala „nowej” kompartii utrzymywać znaczący wpływ na politykę „postsowieckiej” Mołdawii.
6 marca 1994 roku w „postkomunistycznej” Mołdawii odbyło się referendum w kwestii zachowania „niepodległości” i terytorialnej integralności kraju. W domyśle dotyczyło ono kwestii unii z „postkomunistyczną” Rumunią, ale w drugiej części także kwestii Naddniestrza. Przy frekwencji około 75% za utrzymaniem jednego i drugiego opowiedziało się ponad 95% uczestników.
*
Po kilkunastu latach od „upadku komunizmu” okazało się, że znaczenie dawnej RSSM dla Kremla istotnie wzrosło. Dobrą tego ilustracją jest „schemat mołdawski” zwany też „rosyjską pralnią” albo „globalną pralnią” – ujawniona latem 2014 roku spektakularna operacja transferu znacznych kwot „czarnych pieniędzy” z terenu „Rosji” na Zachód zrealizowana via „postsowiecka” Mołdawia.
O ile słowo „pralnia” jest tu na miejscu z punktu widzenia zachodnich finansistów, to z punktu widzenia inwestorów – „rosyjskich” czekistów kontrolujących u siebie każdy przepływ kapitału, przede wszystkim „nielegalny”, bardziej zasadny wydaje się termin „antyzachodni fundusz inwestycyjny”. Dzięki możliwościom jakie stworzyła udana prowokacja pierestrojki, kontrolowane przez ekipę Putina „postsowieckie elity gospodarcze” zyskały nieograniczone możliwości wykorzystywania systemów finansowych tzw. wolnego świata celem finansowania czekistowskich „aktywów”.
Jedna z tych operacji objęła praktycznie cały świat. Założywszy 21 shell companies – „firm wydmuszek”, których rzeczywista struktura właścicielska została skutecznie ukryta za pośrednictwem tzw. proxies („słupów”) – w Wielkiej Brytanii, Nowej Zelandii i na Cyprze, protegowani i/lub wykonawcy woli kontynuatorów „władzy sowieckiej” użyli je następnie do „przekierowania” transferu ich środków finansowych za pośrednictwem mołdawskiego „systemu sądowniczego”.
Po stworzeniu szeregu fikcyjnych pożyczek pomiędzy wspomnianymi powyżej „firmami zachodnimi” (często właściciel był ten sam, zazwyczaj będący obywatelem „postsowieckiej” Republiki Mołdowy, a „transakcji” dokonywano w „raju podatkowym”, zwykle w Belize) korzystali z usług mołdawskiego sędziego, który w związku z odmową spłaty „długu” wydawał nakaz komorniczy wobec „rosyjskiej” firmy gwarantującej „pożyczkę” (były to także „rosyjskie” firmy państwowe), żądając aby opłaciła „weksel” na konto kontrolowane przez sąd w banku BC Moldindconbank S.A. – drugim co do wielkości w „postsowieckiej” Republice Mołdowy (jego historia sięga 1 lipca 1959 roku, kiedy to został utworzony jako oddział sowieckiego Strojbanku; w październiku 1991 roku został zeń wydzielony jako „komercyjny bank przemysłu i budownictwa – spółka akcyjna”). Ponieważ w tym samym banku swoje konta miały firmy, których dotyczyły fikcyjne długi, nie było problemu z przelaniem pieniędzy bez większego ryzyka wykrycia operacji.
W ten sposób, w latach 2010-2014 z 19 „rosyjskich” banków wypłynęło na świat 20,8 miliardów dolarów, które zostały następnie przekazane do ponad 5 100 „postsowieckich” firm utworzonych na Zachodzie, mających swoje konta w 732 bankach działających w 96 krajach świata. Były to tylko udokumentowane przelewy, a przypuszczalna kwota „wypranych” pieniędzy, oszacowana na podstawie danych statystycznych mołdawskiego Banku Narodowego – BNM, wyniosła 75 miliardów dolarów. Jedną z instytucji, która została beneficjentem tej operacji była promująca interesy „Rosji” polska „organizacja pozarządowa” kierowana przez czynnego polityka, niejakiego Mateusza Piskorskiego, który na początku 2015 roku został liderem nowej partii politycznej w “postkomunistycznej” Polsce.
Poprzez Moldindconbank przetransferowano bezpośrednio około 8 miliardów dolarów na „potrzeby własne”, zaś pozostałe 12,8 miliarda „wyprano” za dodatkowym pośrednictwem łotewskiego Trasta Komercbanka (utworzonego w 1989 roku jako Riga-Bank) działającego w ramach systemu bankowego Unii Europejskiej. Pieniądze z Trasta Komercbanka zostały następnie przelane na konta innych „firm-wydmuszek” założonych przez sowietów na Zachodzie celem realizacji „interesów” Kremla tamże, a wśród banków do których trafiły przekazane w opisany powyżej sposób środki finansowe były m.in. Danske Bank, Bank of China, HSBC, Emirates NBD Bank PJSC, UBS AG, Nordea Bank, Credit Suisse, Citibank, Commerzbank AG oraz Deutsche Bank. Można to chyba skomentować tak, że w praktyce była to udana realizacja jednego z założeń sowieckiego projektu „wspólnego europejskiego domu” w globalnym środowisku.
Nie była ona jednak ani jedyna ani największa. Jesienią 2018 roku ujawniono informację, że w latach 2007-2016, wykorzystując estoński oddział Danske Bank, „wyprano” około 229 miliardów dolarów „postsowieckich funduszy” (pierwsze informacje ujawniono w 2017 roku). Środki pochodziły m.in. z niewielkiego podmoskiewskiego Promsberbank, którego udziałowcami byli ludzie związani z FSB, a także kuzyn Putina, Igor Putin. Jak się okazało, do transferu wykorzystano również Nordea Denmark, a rok później wyszło na jaw, że w operacji brały udział także banki szwedzkie, w tym Swedbank AB przez który „przepłynęło” z Tallina co najmniej 5,8 miliarda dolarów. „Postsowieckie” kraje bałtyckie w unii europejskiej też się na coś czekistom przydają (innym przykładem jest tzw. Troika Laundromat).
Kilka miesięcy po ujawnieniu opisanego powyżej procederu z udziałem mołdawskiego „wymiaru sprawiedliwości”, w Kiszyniowie doszło do 50-tysięcznej demonstracji w związku z informacjami o „wyparowaniu” około 1 miliarda dolarów z trzech mołdawskich banków, obsługujących m.in. krajowy system emerytalny – Unibank, Banca de Economii oraz Banca Sociala (niemal ¼ udziałów w największym z tych banków Banca de Economii była własnością „rosyjskiego” VEB Capital), co wykryto w listopadzie 2014 roku. Jak się okazało, zostały one jako kredyty przekazane przez pośredników „firmom-wydmuszkom” spoza kraju (m.in. z Wielkiej Brytanii), które nie spłacając ich, z dnia na dzień „zniknęły”.
Zanim do tego doszło, ukrywając brak kapitału, wymienione powyżej banki fałszowały salda gotówkowe wykorzystując „nieoprocentowane depozyty jednodniowe” w „rosyjskich” bankach Interprombank, Gazprombank, Alef Bank i Metrobank, w dalszym ciągu udzielając kredytów fikcyjnym firmom. Proceder odbywał się pod parasolem miejscowego oddziału międzynarodowej grupy audytorsko-doradczej Grant Thornton, a po latach wyszło na jaw, że zaangażowany był weń także BNM. Produkt krajowy brutto „postsowieckiej” Mołdawii (GDP) wynosił w tym czasie ok. 8 miliardów dolarów. W rezultacie afery Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy zawiesiły swoje programy mołdawskie, lokalna waluta straciła 60% wartości w stosunku do dolara i nastąpił poważny kryzys gospodarczy oraz polityczny. Cena energii elektrycznej wzrosła dwukrotnie z miesiąca na miesiąc, zaś płace i emerytury pozostały na poprzednim poziomie. „Niepodległość” od Moskwy okazała się bardzo kosztowna.
W drugiej połowie lipca 2016 roku, w Kijowie aresztowano „bankiera-przedsiębiorcę” i byłego mołdawskiego parlamentarzystę Wiaczesława Platona, obywatela „postsowieckiej” Mołdawii, „postsowieckiej’ Ukrainy i „postsowieckiej” Federacji Rosyjskiej, któremu poza „wyprowadzeniem” około 50 milionów dolarów z Banca de Economii zarzucono także udział w „schemacie mołdawskim” (będąc udziałowcem Moldindconbanku przekazał swojemu synowi równowartość 40 milionów dolarów jako „darowiznę”, po czym ten m.in. usiłował za ich część „wykupić” udziały w jednym z największych mołdawskich banków MAIB od jednej z londyńskich „firm-wydmuszek” reprezentowanej przez „obywatela Ukrainy” Sergieja Żeltowa). Skazano go na 18 lat więzienia, po czym uwolniono i po ponownym procesie w czerwcu 2021 roku uniewinniono. Natychmiast potem Platon poleciał do Londynu, a stamtąd do Pragi. Jakkolwiek zarzucano mu zorganizowanie afery, bardziej prawdopodobna wydaje się hipoteza, że był on jedynie wykonawcą poleceń „postsowieckich” mocodawców. Już w grudniu 2001 roku „pożyczył” 60 milionów dolarów od zarejestrowanej na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych „firmy-wymuszki”, którą reprezentował niejaki Bogdan Żmudzki. Firmę tę, zastąpiła następnie mająca tę sama nazwę firma z amerykańskiego stanu Delaware.