Proszę o merytoryczne komentarze dotyczące zawartości strony. Nie będę akceptował „manifestów” i kuriozalnych wypowiedzi.
7 thoughts on “Komentarze czytelników i odpowiedzi autora”
Drogi Panie Andrzeju,
Proszę wybaczyć, że tak długo zajęło mi przeczytać Pańską rozprawę o jesieni demoludów w państwach bałtyckich. Rzecz jest ogromna, szczegółowa i zawiera niesłychane bogactwo informacji. Wyznaję, że miałem kłopoty z przyswojeniem sobie całości, ale tylko tym większa zasługa autora, który to wszystko zebrał i przedstawił.
Mam kilka pytań. Najważniejsze dotyczy Jakowlewa. W części III pisze Pan: „Jakowlew był niewątpliwie jednym z czołowych planistów ekipy realizującej „liberalizację” i jego rola zdaje się być bardziej znacząca niż rola Gorbaczowa, który zasadniczo jedynie realizował powierzone mu zadania.” Wyznaję, że nie wiedziałem o tym. Może Pan pisał o tym w poprzednich rozdziałach, czy mógłby mnie Pan zatem skierować do źródeł, albo po prostu napisać więcej? Nazwisko Jakowlewa nie było mi obce, ale wydawał się jednym z rozlicznych aparatczyków, człowiekiem Andropowa, a tu nagle taka rewelacja.
W części V znalazłem następujące słowa: „pomimo 30-letniego stażu partyjnego, podobnie jak inni „internacjonaliści” Rubiks nie rozumiał na czym polega leninowska taktyka podboju świata albo ją odrzucał”. Na ile możliwe są obie te opcje? Psychologicznie wydaje się, że ci ludzie zwyczajnie trzymali się tego, co znali; upadek komunizmu był dla nich końcem świata.
W pewnym sensie rozwinięciem tej kwestii jest pytanie o sowieckie akcje zbrojne w grudniu 90 i styczniu 91. Czytając Pańskie słowa, że „niewątpliwie mieli inny cel i podobnie jak wcześniej w sowieckiej Gruzji, nie chodziło im o zdławienie niepodległościowych dążeń, lecz o przedłużenie w czasie przebiegających procesów, przy jednoczesnym ich wzmocnieniu”, zastanawiałem się znowu, na ile coś takiego jest psychologicznie możliwe. Wysadzali pomniki, bili i mordowali, z całą świadomością, że to pic? Przedłużenie w czasie procesów wydaje mi się zaledwie którąś z rzędu możliwą motywacją. Czy nie ma tu innych możliwości? Autentyczna potrzeba obrony starego porządku? Stworzenie wrażenia, że stary ład bronił się rozpaczliwie i musiał zostać pokonany? Stworzenie wygodnej martyrologii wydarzeń, którą będzie można w przyszłości wykorzystać? Prawdę mówiąc, możliwości widzę wiele.
A może najlepszym wyjaśnieniem są, wspomniane przez Pana, „rewelacje” Butkiewicza w 15 lat później?
Ostatnia kwestia jest drobiazgiem, którego po prostu nie rozumiem. Pisze Pan, że 5 grudnia 1990, „armia sowiecka zniszczyła ładunkami wybuchowymi dwa niedawno odnowione pomniki poświęcone antysowieckim żołnierzom estońskim”. „Niedawno odnowione”, wskazywałoby na ich antyczność, ale jakie mogły były być antysowieckie pomniki w Estonii? Czyżbym pomijał tu coś oczywistego?
Na koniec proszę przyjąć serdeczne gratulacje. Strona jest znakomita. Ilość szczegółów, które Pan zebrał, zdumiewa. Całkowita kontrola autorska nad tak różnorodnym materiałem, jest godna podziwu.
Dziękuję bardzo za komentarz i przychylną ocenę. Ten tekst był dla mnie dużym wyzwaniem i zajął mi sporo czasu. Jest bardzo ważny, bo pokazuje jak wyglądał „upadek komunizmu” w samym „centrum sterowania”, Bałtyka była osią na której to się rozwijało przez kilka lat.
Co się tyczy Jakowlewa (https://ria.ru/20101018/285916155.html) to był on wówczas sekretarzem ideologicznym KPZS, a to było szczególnie ważne stanowisko. W aparacie centralkomitetu „pracował” od 1953 roku, zajmując się kluczowymi dla sowietów kwestiami. Niewątpliwy leninista i zaufany człowiek długoletniego szefa-ideologa, głównego stratega kompartii, Susłowa (współpracującego ściśle z Andropowem). W latach „odprężenia”, Jakowlew przez 10 lat „zgłębiał” jak funkcjonuje Zachód, aby w 1983 roku wrócić do centrali i po dwóch latach zostać głównym strategiem pierestrojki.
Zdanie o Rubiksie, w moim zamyśle miało brzmieć sarkastycznie – półżartem. Sekretarz komitetu ryskiego powinien być wiernym leninistą, a Lenin dopuszczał każdą taktykę do osiągnięcia celu. Dziwi więc, że na tej pozycji, po uprzedniej wymianie kadr, ujawnił się taki sowiecki „ortodoks”, który stanął na czele „frontu” sprzeciwiającego się nowemu nepowi (taka sama rzecz z Ligaczowem – czołowym „stalinistą”, który „przeszkadzał” pierestrojce i na potrzeby świata był głównym „wrogiem Gorbaczowa”). Byli to aparatczycy „niereformowalni”, którzy dziwnym trafem pozostali na ważnych stanowiskach. Albo udawali, że są leninistami, albo mieli za zadanie „odrzucić przemiany” – „przejąć” zsowietyzowaną do cna część społeczeństwa i przeprowadzić ja przez wartki nurt pierestrojki.
Kwestia akcji zbrojnych w sowieckich republikach wydaje mi się konieczna do skomentowania. Po co sowieci się tak szamotali z tymi dywizjami (i nie tylko)? Moim zdaniem dla zachowania kontroli nad przebiegiem wydarzeń. Gdyby chcieli faktycznie zdławić nacjonalistyczne dążenia w republikach, które to dążenia wyzwolili i podsycali, nie byłoby w tym żadnej logiki. Moja hipoteza jest taka, że ponieważ nie byli jeszcze gotowi do planowanego „puczu” i „rozpadu”, starali się wydłużyć w czasie procesy na peryferiach, z jednej strony hamując je demonstracjami zbrojnymi, a z drugiej, efektem reakcji na nie, „utrzymując kocioł pod parą”, aby w każdej chwili móc je wykorzystać gdy nadejdzie czas. „Rewelacje” Butkevičiusa są dla mnie znaczącym potwierdzeniem, choć oczywiście należy je traktować ze stosowną podejrzliwością. Przede wszystkim należy przeanalizować fakty, a są one takie, że nie doszło do zdławienia „dążeń niepodległościowych”, lecz przeciwnie, do ich utrzymania (pomimo ostrego kryzysu ekonomicznego) i wzmocnienia, a na koniec wykorzystania do „rozpadu ZSRS”. Operacja była niewątpliwie dobrze zaplanowana, ale nie aż tak, żeby wszystko szło jak w zegarku. Nie można było wszystkiego przewidzieć i należało „utrzymać gotowość”. To wydaje mi się najważniejszą przesłanką do hipotezy i to miałem na myśli pisząc przytoczone zdanie.
Zdanie o estońskich pomnikach wypadło niezbyt czytelnie. Nie doszedłem bowiem do tego, o jakie dokładnie pomniki chodziło. Możliwe, że były to pomniki postawione przed 1940 rokiem, poświęcone żołnierzom wojny estońsko-bolszewickiej (pisałem o tym w części pierwszej), albo też groby tych, którzy polegli w 1944 roku,w bitwie o Narwę, albo groby „leśnych braci”.
Jakowlew. Rozumiem, ale dlaczego w takim razie, jego rola była „bardziej znacząca niż rola Gorbaczowa”?
Co do Ligaczowa, to zawsze wydawał mi się „skrzydłowym”. Gorbaczowowi, jako centralnemu napastnikowi, dano dwóch skrzydłowych, którzy rozciągali obronę i robili miejsce dla środkowego napastnika. Po lewej stronie był Jelcyn, a po prawej Ligaczow. Oczywiście, Ligaczow miał tyle wspólnego z prawicą, co Jelcyn z lewicą, bo obaj byli czystymi bolszewikami, ale ich nadana rola wpisywała się dokładnie w oczekiwania zarówno Zachodu, jak podsowieckich ludów. Pisałem o tym kiedyś, jeszcze w latach 80., ale nikt tego nie chciał publikować. Internetu nie było wówczas, więc może nie powinniśmy narzekać na „straszne dzisiejsze czasy”.
Wydaje mi się, że zbrojne akcje też wpisują się w ten obraz: tego od nas oczekują, więc to zróbmy, a potem się wycofamy, żeby pokazać, jacy jesteśmy słabi… W rzeczywistości, gdyby tylko chcieli zastopować „niepodległość” Bałtyki, to zrobiliby to w ciągu jednego dnia, jak Pan jasno wykazuje.
Ciekawe z tymi pomnikami. Nie mogły przecież przetrwać 50 lat pomniki wystawione bohaterom walki z bolszewią. Znaczyłoby to, że antybolszewicki pomnik przetrwał sowiety, został odnowiony w latach 89-90, po czym wysadzony w powietrze w grudniu 90 przez sowieciarzy? To nie jest, rzecz jasna, niemożliwe, ale wydaje się trudne do uwierzenia.
Napisałem to zdanie o Jakowlewie – „ideologu pierestrojki”, ponieważ rola głównego planisty wydaje mi się znaczniejsza niż rola realizatora. Wprawdzie decyzje co do sowieckiej strategii działania zapadały wówczas kolektywnie, niemniej każdy miał swoją rolę do odegrania, a ta wydaje mi się bardziej znacząca niż rola genseka. W swoim wyczerpującym cyklu opisał Pan jak to było z Putinem (jak sądzę wciąż tak jest, choć jego rola niewątpliwie wzrosła). Czy z Gorbaczowem nie mogło być podobnie? Czy nie mógł być tylko „twarzą” dla grupy „sterników”? Oto za sprawą Andropowa zostaje członkiem ekipy zarządzającej w 1983 roku, a obok niego pojawia się Jakowlew – człowiek z ekipy Susłowa-Andropowa, który w chwili formalnego rozpoczęcia pierestrojkowej ofensywy staje na czele sztabu (a do tej chwili jest szefem „kuźni” ИМЭМО). Gdy nadchodzi czas, Jakowlew staje się jednym z organizatorów „sił demokratycznych” – nowej ekipy na nowe czasy. Wchodzi do ekipy Jelcyna, tym samym łącząc (chyba jako jedyny) „stare” z „nowym”. To wydaje mi się bardzo istotne.
Przykładem tego, że sowieci nie niszczyli wszystkich pomników „burżuazyjnych” jest wielokrotnie wspomniany w tekście ryski symbol niepodległej Łotwy (Pomnik Wolności). Komuniści polscy też pozostawiali w spokoju wiele pomników poświęconym poległym w wojnie polsko-bolszewickiej. Z drugiej strony pomniki mogły przetrwać częściowo zburzone albo bez napisów, a w 1990 roku je odtworzono.
Zacznijmy od pomników. Czy zatem dobrze rozumiem, że chodzi Panu o pomniki, które przetrwały, bo można je było przekabacić łatwo na sowiecką ikonografię?
Jakowlew jest jednak znacznie bardziej interesujący niż najbardziej antykomunistyczne pomniki.
Taktyk, strateg, planista, to wszystko ważne role. Ale czy rzeczywiście ważniejsze niż rola wykonawcy? Być może stosuje Pan tu klasyczne rozróżnienie między Leninem-strategiem i Trockim-wykonawcą. Albo Stalinem-strategiem i setką wykonawców (Chruszczow, Mołotow, Bułganin, Kaganowicz, Malenkow, Mechlis i wielu innych). Ale czy to da się zastosować do stosunków po-stalinowskich?
Wiemy z wielu źródeł, że kacykowie zgodzili się na kolektywne kierownictwo po to, by nie musieć mordować się wzajemnie. W takiej sytuacji (i wobec braku twardych dowodów na cokolwiek), wydaje się słuszne przyjąć, że wewnątrz kolektywnego kierownictwa nie może być podziału na Gorbaczowa-wykonawcę i Jakowlewa-stratega. Czy nie jest bardziej prawdopodobne – choć nie sposób tego udowodnić – że całe kierownictwo podejmowało decyzje strategiczne, ale jednak podlegało (choć zapewne niechętnie) Gorbaczowowi, jako przywódcy tego kolektywu?
Anaolgia z Putinem jest tu chyba pouczająca. Wydaje się, że początkowo nie był on obarczony niczym więcej ponad rolę pionka, ale ogromna władza nieodłącznie związana z pozycją wykonawcy, dała mu do ręki przewagę nad resztą kolektywu.
Jak jest dzisiaj, Bóg raczy wiedzieć.
Jednak nadal nie widzę podstaw, by twierdzić, że Jakowlew był w kierowniczym kolektywie w latach 80. postacią ważniejszą niż Gorbaczow. Co z kolei nie znaczy, że tak nie było! Mówię tylko, że nie rozumiem, na jakiej podstawie Pan tak utrzymuje.
To jest oczywiście moja hipoteza, a nie twierdzenie (stąd „wydaje się”). Nie upieram się przy niej, jakkolwiek uważam, że jest możliwa do przyjęcia. Moim zdaniem Gorbaczow był aparatczykiem bezbarwnym i bez polotu, wiernym naśladowcą i lojalnym leninistą. To wystarczyło. Daleko mu było do pozostałych sowieckich genseków (nie uwzględniam Czernienki) i dlatego sądzę, że tylko realizował plan opracowany przez kogoś innego.
Co do tych pomników, to niekoniecznie na sowiecką ikonografię ale na pewno na sowieckie potrzeby, aby np. zachować „narodową formę”.
Interesująca różnica percepcji, bo mnie się Gorbaczow wydawał raczej barwnym aparatczykiem. Nie, żeby był naprawdę żywą postacią, ale w porównaniu z Susłowym i wielu, wielu innymi?
Drogi Panie Andrzeju,
Proszę wybaczyć, że tak długo zajęło mi przeczytać Pańską rozprawę o jesieni demoludów w państwach bałtyckich. Rzecz jest ogromna, szczegółowa i zawiera niesłychane bogactwo informacji. Wyznaję, że miałem kłopoty z przyswojeniem sobie całości, ale tylko tym większa zasługa autora, który to wszystko zebrał i przedstawił.
Mam kilka pytań. Najważniejsze dotyczy Jakowlewa. W części III pisze Pan: „Jakowlew był niewątpliwie jednym z czołowych planistów ekipy realizującej „liberalizację” i jego rola zdaje się być bardziej znacząca niż rola Gorbaczowa, który zasadniczo jedynie realizował powierzone mu zadania.” Wyznaję, że nie wiedziałem o tym. Może Pan pisał o tym w poprzednich rozdziałach, czy mógłby mnie Pan zatem skierować do źródeł, albo po prostu napisać więcej? Nazwisko Jakowlewa nie było mi obce, ale wydawał się jednym z rozlicznych aparatczyków, człowiekiem Andropowa, a tu nagle taka rewelacja.
W części V znalazłem następujące słowa: „pomimo 30-letniego stażu partyjnego, podobnie jak inni „internacjonaliści” Rubiks nie rozumiał na czym polega leninowska taktyka podboju świata albo ją odrzucał”. Na ile możliwe są obie te opcje? Psychologicznie wydaje się, że ci ludzie zwyczajnie trzymali się tego, co znali; upadek komunizmu był dla nich końcem świata.
W pewnym sensie rozwinięciem tej kwestii jest pytanie o sowieckie akcje zbrojne w grudniu 90 i styczniu 91. Czytając Pańskie słowa, że „niewątpliwie mieli inny cel i podobnie jak wcześniej w sowieckiej Gruzji, nie chodziło im o zdławienie niepodległościowych dążeń, lecz o przedłużenie w czasie przebiegających procesów, przy jednoczesnym ich wzmocnieniu”, zastanawiałem się znowu, na ile coś takiego jest psychologicznie możliwe. Wysadzali pomniki, bili i mordowali, z całą świadomością, że to pic? Przedłużenie w czasie procesów wydaje mi się zaledwie którąś z rzędu możliwą motywacją. Czy nie ma tu innych możliwości? Autentyczna potrzeba obrony starego porządku? Stworzenie wrażenia, że stary ład bronił się rozpaczliwie i musiał zostać pokonany? Stworzenie wygodnej martyrologii wydarzeń, którą będzie można w przyszłości wykorzystać? Prawdę mówiąc, możliwości widzę wiele.
A może najlepszym wyjaśnieniem są, wspomniane przez Pana, „rewelacje” Butkiewicza w 15 lat później?
Ostatnia kwestia jest drobiazgiem, którego po prostu nie rozumiem. Pisze Pan, że 5 grudnia 1990, „armia sowiecka zniszczyła ładunkami wybuchowymi dwa niedawno odnowione pomniki poświęcone antysowieckim żołnierzom estońskim”. „Niedawno odnowione”, wskazywałoby na ich antyczność, ale jakie mogły były być antysowieckie pomniki w Estonii? Czyżbym pomijał tu coś oczywistego?
Na koniec proszę przyjąć serdeczne gratulacje. Strona jest znakomita. Ilość szczegółów, które Pan zebrał, zdumiewa. Całkowita kontrola autorska nad tak różnorodnym materiałem, jest godna podziwu.
Szanowny Panie Michale,
Dziękuję bardzo za komentarz i przychylną ocenę. Ten tekst był dla mnie dużym wyzwaniem i zajął mi sporo czasu. Jest bardzo ważny, bo pokazuje jak wyglądał „upadek komunizmu” w samym „centrum sterowania”, Bałtyka była osią na której to się rozwijało przez kilka lat.
Co się tyczy Jakowlewa (https://ria.ru/20101018/285916155.html) to był on wówczas sekretarzem ideologicznym KPZS, a to było szczególnie ważne stanowisko. W aparacie centralkomitetu „pracował” od 1953 roku, zajmując się kluczowymi dla sowietów kwestiami. Niewątpliwy leninista i zaufany człowiek długoletniego szefa-ideologa, głównego stratega kompartii, Susłowa (współpracującego ściśle z Andropowem). W latach „odprężenia”, Jakowlew przez 10 lat „zgłębiał” jak funkcjonuje Zachód, aby w 1983 roku wrócić do centrali i po dwóch latach zostać głównym strategiem pierestrojki.
Zdanie o Rubiksie, w moim zamyśle miało brzmieć sarkastycznie – półżartem. Sekretarz komitetu ryskiego powinien być wiernym leninistą, a Lenin dopuszczał każdą taktykę do osiągnięcia celu. Dziwi więc, że na tej pozycji, po uprzedniej wymianie kadr, ujawnił się taki sowiecki „ortodoks”, który stanął na czele „frontu” sprzeciwiającego się nowemu nepowi (taka sama rzecz z Ligaczowem – czołowym „stalinistą”, który „przeszkadzał” pierestrojce i na potrzeby świata był głównym „wrogiem Gorbaczowa”). Byli to aparatczycy „niereformowalni”, którzy dziwnym trafem pozostali na ważnych stanowiskach. Albo udawali, że są leninistami, albo mieli za zadanie „odrzucić przemiany” – „przejąć” zsowietyzowaną do cna część społeczeństwa i przeprowadzić ja przez wartki nurt pierestrojki.
Kwestia akcji zbrojnych w sowieckich republikach wydaje mi się konieczna do skomentowania. Po co sowieci się tak szamotali z tymi dywizjami (i nie tylko)? Moim zdaniem dla zachowania kontroli nad przebiegiem wydarzeń. Gdyby chcieli faktycznie zdławić nacjonalistyczne dążenia w republikach, które to dążenia wyzwolili i podsycali, nie byłoby w tym żadnej logiki. Moja hipoteza jest taka, że ponieważ nie byli jeszcze gotowi do planowanego „puczu” i „rozpadu”, starali się wydłużyć w czasie procesy na peryferiach, z jednej strony hamując je demonstracjami zbrojnymi, a z drugiej, efektem reakcji na nie, „utrzymując kocioł pod parą”, aby w każdej chwili móc je wykorzystać gdy nadejdzie czas. „Rewelacje” Butkevičiusa są dla mnie znaczącym potwierdzeniem, choć oczywiście należy je traktować ze stosowną podejrzliwością. Przede wszystkim należy przeanalizować fakty, a są one takie, że nie doszło do zdławienia „dążeń niepodległościowych”, lecz przeciwnie, do ich utrzymania (pomimo ostrego kryzysu ekonomicznego) i wzmocnienia, a na koniec wykorzystania do „rozpadu ZSRS”. Operacja była niewątpliwie dobrze zaplanowana, ale nie aż tak, żeby wszystko szło jak w zegarku. Nie można było wszystkiego przewidzieć i należało „utrzymać gotowość”. To wydaje mi się najważniejszą przesłanką do hipotezy i to miałem na myśli pisząc przytoczone zdanie.
Zdanie o estońskich pomnikach wypadło niezbyt czytelnie. Nie doszedłem bowiem do tego, o jakie dokładnie pomniki chodziło. Możliwe, że były to pomniki postawione przed 1940 rokiem, poświęcone żołnierzom wojny estońsko-bolszewickiej (pisałem o tym w części pierwszej), albo też groby tych, którzy polegli w 1944 roku,w bitwie o Narwę, albo groby „leśnych braci”.
Panie Andrzeju,
Dzięki za obszerną odpowiedź.
Jakowlew. Rozumiem, ale dlaczego w takim razie, jego rola była „bardziej znacząca niż rola Gorbaczowa”?
Co do Ligaczowa, to zawsze wydawał mi się „skrzydłowym”. Gorbaczowowi, jako centralnemu napastnikowi, dano dwóch skrzydłowych, którzy rozciągali obronę i robili miejsce dla środkowego napastnika. Po lewej stronie był Jelcyn, a po prawej Ligaczow. Oczywiście, Ligaczow miał tyle wspólnego z prawicą, co Jelcyn z lewicą, bo obaj byli czystymi bolszewikami, ale ich nadana rola wpisywała się dokładnie w oczekiwania zarówno Zachodu, jak podsowieckich ludów. Pisałem o tym kiedyś, jeszcze w latach 80., ale nikt tego nie chciał publikować. Internetu nie było wówczas, więc może nie powinniśmy narzekać na „straszne dzisiejsze czasy”.
Wydaje mi się, że zbrojne akcje też wpisują się w ten obraz: tego od nas oczekują, więc to zróbmy, a potem się wycofamy, żeby pokazać, jacy jesteśmy słabi… W rzeczywistości, gdyby tylko chcieli zastopować „niepodległość” Bałtyki, to zrobiliby to w ciągu jednego dnia, jak Pan jasno wykazuje.
Ciekawe z tymi pomnikami. Nie mogły przecież przetrwać 50 lat pomniki wystawione bohaterom walki z bolszewią. Znaczyłoby to, że antybolszewicki pomnik przetrwał sowiety, został odnowiony w latach 89-90, po czym wysadzony w powietrze w grudniu 90 przez sowieciarzy? To nie jest, rzecz jasna, niemożliwe, ale wydaje się trudne do uwierzenia.
Panie Michale,
Napisałem to zdanie o Jakowlewie – „ideologu pierestrojki”, ponieważ rola głównego planisty wydaje mi się znaczniejsza niż rola realizatora. Wprawdzie decyzje co do sowieckiej strategii działania zapadały wówczas kolektywnie, niemniej każdy miał swoją rolę do odegrania, a ta wydaje mi się bardziej znacząca niż rola genseka. W swoim wyczerpującym cyklu opisał Pan jak to było z Putinem (jak sądzę wciąż tak jest, choć jego rola niewątpliwie wzrosła). Czy z Gorbaczowem nie mogło być podobnie? Czy nie mógł być tylko „twarzą” dla grupy „sterników”? Oto za sprawą Andropowa zostaje członkiem ekipy zarządzającej w 1983 roku, a obok niego pojawia się Jakowlew – człowiek z ekipy Susłowa-Andropowa, który w chwili formalnego rozpoczęcia pierestrojkowej ofensywy staje na czele sztabu (a do tej chwili jest szefem „kuźni” ИМЭМО). Gdy nadchodzi czas, Jakowlew staje się jednym z organizatorów „sił demokratycznych” – nowej ekipy na nowe czasy. Wchodzi do ekipy Jelcyna, tym samym łącząc (chyba jako jedyny) „stare” z „nowym”. To wydaje mi się bardzo istotne.
Przykładem tego, że sowieci nie niszczyli wszystkich pomników „burżuazyjnych” jest wielokrotnie wspomniany w tekście ryski symbol niepodległej Łotwy (Pomnik Wolności). Komuniści polscy też pozostawiali w spokoju wiele pomników poświęconym poległym w wojnie polsko-bolszewickiej. Z drugiej strony pomniki mogły przetrwać częściowo zburzone albo bez napisów, a w 1990 roku je odtworzono.
Drogi Panie Andrzeju,
Zacznijmy od pomników. Czy zatem dobrze rozumiem, że chodzi Panu o pomniki, które przetrwały, bo można je było przekabacić łatwo na sowiecką ikonografię?
Jakowlew jest jednak znacznie bardziej interesujący niż najbardziej antykomunistyczne pomniki.
Taktyk, strateg, planista, to wszystko ważne role. Ale czy rzeczywiście ważniejsze niż rola wykonawcy? Być może stosuje Pan tu klasyczne rozróżnienie między Leninem-strategiem i Trockim-wykonawcą. Albo Stalinem-strategiem i setką wykonawców (Chruszczow, Mołotow, Bułganin, Kaganowicz, Malenkow, Mechlis i wielu innych). Ale czy to da się zastosować do stosunków po-stalinowskich?
Wiemy z wielu źródeł, że kacykowie zgodzili się na kolektywne kierownictwo po to, by nie musieć mordować się wzajemnie. W takiej sytuacji (i wobec braku twardych dowodów na cokolwiek), wydaje się słuszne przyjąć, że wewnątrz kolektywnego kierownictwa nie może być podziału na Gorbaczowa-wykonawcę i Jakowlewa-stratega. Czy nie jest bardziej prawdopodobne – choć nie sposób tego udowodnić – że całe kierownictwo podejmowało decyzje strategiczne, ale jednak podlegało (choć zapewne niechętnie) Gorbaczowowi, jako przywódcy tego kolektywu?
Anaolgia z Putinem jest tu chyba pouczająca. Wydaje się, że początkowo nie był on obarczony niczym więcej ponad rolę pionka, ale ogromna władza nieodłącznie związana z pozycją wykonawcy, dała mu do ręki przewagę nad resztą kolektywu.
Jak jest dzisiaj, Bóg raczy wiedzieć.
Jednak nadal nie widzę podstaw, by twierdzić, że Jakowlew był w kierowniczym kolektywie w latach 80. postacią ważniejszą niż Gorbaczow. Co z kolei nie znaczy, że tak nie było! Mówię tylko, że nie rozumiem, na jakiej podstawie Pan tak utrzymuje.
Panie Michale,
To jest oczywiście moja hipoteza, a nie twierdzenie (stąd „wydaje się”). Nie upieram się przy niej, jakkolwiek uważam, że jest możliwa do przyjęcia. Moim zdaniem Gorbaczow był aparatczykiem bezbarwnym i bez polotu, wiernym naśladowcą i lojalnym leninistą. To wystarczyło. Daleko mu było do pozostałych sowieckich genseków (nie uwzględniam Czernienki) i dlatego sądzę, że tylko realizował plan opracowany przez kogoś innego.
Co do tych pomników, to niekoniecznie na sowiecką ikonografię ale na pewno na sowieckie potrzeby, aby np. zachować „narodową formę”.
Panie Andrzeju,
Interesująca różnica percepcji, bo mnie się Gorbaczow wydawał raczej barwnym aparatczykiem. Nie, żeby był naprawdę żywą postacią, ale w porównaniu z Susłowym i wielu, wielu innymi?
Rozumiem i przyjmuję, co Pan mówi o pomnikach.